Zdarza się w długie, zimowe popołudnia, że siadamy w fotelu, otulamy wełnianym kocem i zapadamy w kilkudziesięciominutową drzemkę. Nie myślimy, skąd wzięło się to ciepłe okrycie oraz jakie było jego pierwotne zastosowanie. A jest to bardzo ciekawa historia, zwłaszcza gdy chodzi o wzornictwo tego produktu – czyli o szkocką kratę.
Wiemy, że motyw ten pojawił się dawno temu na sławnych kiltach, czyli spódniczkach noszonych przez mężczyzn na wyspach brytyjskich. Jednak do autorstwa tego kultowego okrycia przyznaje się kilka nacji zamieszkujących królestwo Albionu.
Szkoci twierdzą, że wynaleźli je i nosili jako pierwsi. Irlandczycy gotowi są przysiąc, że już w 11 wieku oni nosili takie okrycia – i są na to rozliczne dowody! Anglicy zaś skromnie i z wrodzoną pobłażliwością dla dokonań innych narodów, godzą adwersarzy i przekonują, że cały spór jest niepotrzebny, gdyż powszechnie wiadomo, że strój wprowadził pod koniec XVIII wieku angielski przedsiębiorca Thomas Rawlinson. Nie jesteśmy w stanie sprawdzić kto był pierwszy i jaka jest prawdziwa historia kiltu i tartanu: czyli wełnianej tkaniny z jakiej robiono to kultowe dzisiaj odzienie. Faktem jest, że spódnice noszone przez mężczyzn, już od XVI wieku stanowiły najważniejszy element stroju szkockich górali. Początkowo nie było to wcale ubranie, specjalnie przygotowywane z myślą o okryciu jego właściciela, a jedynie zwój grubej, wełnianej tkaniny, zwanej tartanem, którą robiono w prymitywnych warsztatach tkackich, jakie znajdowały się w każdym domu w górach Szkocji. Jego długość wynosiła między 3 a 6 metrów, zaś szerokość zależała od rozmiarów krosna, na jakim je tkano: od wąskich, bo tylko 60 centymetrowych, aż po bardzo szerokie – nawet dwumetrowe.
Założenie takiego stroju było nie lada wyczynem. Mężczyzna rozpościerał na ziemi zwój tkaniny, z czasem nazwany balted plaid – czyli „przewiązany pled” – odpowiednio go marszczył, a następnie kładł się na nim i owijał wokół ciała. Potem wstawał i końcówkę materiału zarzucał na lewe ramię. Całość spinał pasem i ozdobną broszą.
Głównym – i jedynym! – elementem zdobniczym tkaniny były pasy o różnej barwie, które po skrzyżowaniu się tworzyły efektowne kraty. Ich wielkość oraz kolor początkowo były przypadkowe – zależały tylko od ilości włóczki, jaką dysponowała tkaczka – ale z czasem stały się wyznacznikiem, który określał przynależność właściciela stroju do grupy plemiennej. A że ludzie związani ze sobą miewają wspólne pieśni i symbole, tak noszone przez nich stroje o charakterystycznych barwach stały się znakami poszczególnych rodów, czyli klanów. Duży i niewygodny balted plaid były trudny w codziennym użytkowaniu, nic więc dziwnego, że forma ta szybko uległa uproszczeniu i w miejsce koca powstały kultowe spódniczki. Ale do dzisiaj pozostał nam piękny, kraciasty wzór oraz pierwotna nazwa dużej, rozłożonej na ziemi wełnianej tkaniny, z której wywodzi się dzisiejsze angielskie słowo pled, czyli synonim koca.
Dzisiaj także produkuje się duże koce, ale przez lata praktyki handlowej ukształtował się standard o wymiarach 150 x 200. Zaś do dawnych obyczajów nawiązują tylko wzory w ozdobne kraty i wykończenie pledu – czyli grube frędzle z dwóch stron.
Wiele napisano o cudownym działaniu owczej wełny. Przypomnijmy, że leczy wszelkie ośrodki zapalne w organizmie człowieka, jak stłuczenia, kontuzje i złamania, oraz korzystnie wpływa na stany pooperacyjne. Szczególnie pomaga w chorobach reumatycznych oraz dolegliwościach kręgosłupa i stawów. Przepuszcza też powietrze, dzięki czemu skóra oddycha a temperatura ciała nie przekracza 36,6 Celsjusza – zapobiega więc przegrzewaniu się organizmu ludzkiego. Z tego względu poleca się je osobom, które mocno się pocą w nocy (dotyczy to zwłaszcza młodych mężczyzn!). Na zakończenie: wełna rozprasza ładunki elektrostatyczne przez co uwalnia nas od szkodliwej jonizacji dodatniej, które nadmiar dostarczają nam komórki, laptopy i telewizory. Jest też naturalnym odpromiennikiem, gdy w sypialni mamy do czynienia z działaniem żył wodn